czwartek, 28 grudnia 2017

** CZTERY PORTRETY

środa, 24 kwietnia 2013 17:01


z życia jednej kobiety

Portret pierwszy – dziewczynka.
Kajusia albo Kajcia.



   

Niech nikogo nie zwiedzie
niewinne spojrzenie dziecięcia.
Za tą słodką buzią krył się prawdziwy diabełek.
To dopiero była psotnica !!!

W domu wołano na nią Kajcia-bolszewik.
A dlaczego bolszewik?
W domu moich pradziadków panował taki zwyczaj, że wieczorem rodzina klękała wspólnie do pacierza. Rodzice i dzieci, od najstarszych do najmłodszych. Chłopcy wcześnie z domu wyszli ale wyobrażacie sobie osiem dziewczynek! Kajcia była w tych młodszych. Klęczała na końcu no i oczywiście rozrabiała jak pijany zając, rozśmieszając tym całą resztę. Często, gęsto, modlitwa kończyła się westchnieniem: bolszewik – marsz do łóżka !


                                       *

Portret drugi – podlotek.
Panienka Kajka.






Podfruwajka z warkoczami do samego pasa.

Trudno ją było okiełznać i w szkolny mundurek wtłoczyć. Kajka to był wolny duch, panna z mokrą głową. Wszędzie jej było pełno. Jak ktoś, coś, komuś, zmalował to wiadomo – nasza Kajciunia! Skaranie boskie z taką panienką, co bardziej na kozaka niż na damę pasowała.


                                      *

Portret trzeci – panna.
Panna Kaja.






Cóż to za spojrzenie!

Serca młodzieńców topniały niczym lód na wiosnę.
A Tatko był surowy. Młodzieńcy, z wizytą do córek, mogli przychodzić tylko w dni parzyste. Koniec i kropka. Zakochani siadali wtedy na otomanach a Tatko przechadzał się tam i z powrotem po pokojach.
W amfiladzie były te pokoje, więc miał się gdzie przechadzać. W dni nieparzyste, kiedy to Tatko udawał się do klubu na preferansa, Mamcia nieco łaskawszym okiem spoglądała na amory córek. Dawała znak i młodzieńcy tup, tup, tup po schodach. Dziewczęta z uśmiechem otwierały drzwi no i miłość rozkwitała jak pierwiosnek. Oczywiście pod bacznym okiem Mamci rozkwitała.


                                      *

Portret czwarty – mężatka.
Pani Kazimiera.



  
To właściwie nie tyle portret, co ślubna fotografia.

Ach, co to był za ślub!
Józef przystojny, wysoki, elegancki a do tego szarmancki. Uwielbiał Kajkę i nosił ją na rękach. Była młoda, szczęśliwa, bogata, całkiem jak w filmie. Niestety w życiu los obszedł się z nimi okrutnie.

Przyszła wojna.

Józef pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Rząd ewakuował się do Rumunii, z rządem ministerstwa. Dostał rozkaz, nie pozwolili zabrać żony. Pisał piękne, długie listy przepełnione miłością i tęsknotą. Wrócił po wojnie. Chciał zabrać Kajkę do Szwajcarii. Niestety, Kazimiera nie potrafiła mu wybaczyć. Nie potrafiła zapomnieć, że zostawił ją samą w płonącej Warszawie.

Ona miała jeszcze dwóch mężów.
On nigdy, z nikim innym, się nie związał.
Ale o tym opowiem kiedyś w moim drugim blogu, poświęconym dziejom rodziny.


              http://hania-album.bloog.pl/


Do portretów pozowała Kazimiera,                 
siostra mojej Babci


. .z przyjemnością zapraszam - Malina M*.

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź    i zapromuj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz