czwartek, 28 grudnia 2017

** ZŁOTY PIERŚCIONEK

poniedziałek, 15 kwietnia 2013 15:32


maleńki, wąziutki jak obrączka,
z małym, owalnym oczkiem z rubinu
Jedyny pierścionek jaki miała i ma do dzisiaj Danusia.



             

Kiedy przyjechali do Brzegu Danusia miała 14 lat
i wyglądała jak na zdjęciu wyżej. Wesoła dziewczynka z warkoczykami i kokardami we włosach.

Akurat rozpoczynał się rok szkolny.
Trzeba było wejść w nowe środowisko i od razu zabrać do nauki. W czasie okupacji polskiej szkoły nie było, pierwszą, drugą i trzecią klasę Danusia zrobiła chodząc na tajne lekcje, do jednej z nauczycielek. Do czwartej klasy poszła do szkoły rosyjskiej w Złoczowie a do piątej i szóstej do szkoły w Gliwicach. Danusia zawsze była świetną polonistką, pochłaniała wprost książki, inne przedmioty dało się szybko w Gliwicach nadrobić.
Niestety, matematyka bez podstaw to makabra, po prostu się nie da.

Danusia była nieśmiała i delikatna a dzieci od razu ustawiły się na nie do nowej koleżanki. Dziewczynki oświadczyły , że z rudą (?) nie będą siedziały, dopiero jeden z chłopaków ochoczo zaproponował – ja tobą usiądę. I siedzieli tak razem aż ze zwolnienia wróciła do klasy druga Danusia. Dziewczynki od razu przypadły sobie do gustu. Zaprzyjaźniły się a przyjaźń dwóch Danuś przetrwała aż do końca.  W klasie dzieci wołały - biała Danka i czarna Danka.




 


W klasie dzieci wołały - biała Danka i czarna Danka.

Gdzieś tak pod koniec siódmej, albo na początku ósmej, klasy obie Danusie zakochały się w przystojnych kolegach. Moja Danusia swego Witka nazwała Sokole Oko a druga Danusia swojego ukochanego Postrzępiona Strzała. Owi dzielni wojownicy byli harcerzami, zapraszali swoje wybranki na ciastka z oranżadą, chodzili za rączkę na spacery a czasem nawet na potańcówki, które organizowały ich klasy. Ma się rozumieć byli bardzo rycerscy.

Niestety chłopcy byli sporo starsi od dziewczynek. W ósmej klasie przyszedł czas pożegnania. Witek zdał maturę i musiał wyjechać na studia do Krakowa. Zrozpaczona Danusia, pod wierzbą, przysięgała miłość do końca życia. Ale, jak to w życiu ośmioklasistki bywa, ten koniec nastąpił niespodziewanie szybko. Gdzieś tak w okolicach klasy dziewiątej.



             

To zdjęcie Danusi z ósmej klasy.

W ósmej klasie Danusia pisała wiersze, wierszykami obdarowywała, z różnych okazji, wszystkie koleżanki i kolegów, bo już wtedy była bardzo lubiana. Wtedy też napisała pierwszą książkę „Wyspa cichej śmierci”
ooooch to musiał być bestseller !!! ale w żaden sposób nie mogę namówić jej do przeczytania choćby maleńkiego urywka ;o).

Ela, siostra Witka zapraszała Danusię do domu i tam dziewczynki razem się uczyły matematyki. Uczyły się i uczyły a czasem przez okno sobie wyglądały. A za oknem boisko i chłopcy grali w siatkę. Zwłaszcza jeden taki, bardzo wysoki student, zawsze w jasnych spodniach niebieskiej koszulce i białych tenisówkach.
Ela wzdychała a Danusi nawet do głowy nie przychodziło jaką jej życie niespodziankę zgotuje.





To właśnie ten chłopak.

Kiedy Danusia była w ósmej klasie to on już na drugim roku we Wrocławiu. Przyjeżdżał na soboty i niedziele do domu, to znaczy do domu swojego brata. Dużo starszy Brat, ksiądz, zabrał Antosia do siebie i chłopak przez kilka lat mieszkał na plebanii.
Motor oczywiście nie Antosia tylko brata, wtedy ksiądz jeździł nim po okolicznych wioskach i uczył dzieci religii.

Rodzicom Danusi bardzo źle się powodziło, byli biedni. Romek znalazł wprawdzie pracę w zakładzie zegarmistrzowskim ale zarabiał grosze. W domu brakowało wszystkiego. Jedna mała pensja na czwórkę, bo wzięli do siebie babcię. A jeszcze do tego samego domu, tylko piętro wyżej, wprowadziła się starsza siostra Romka z dwiema wnuczkami, których rodzice byli na Syberii. Rodzinie siostry też trzeba było pomóc.

Danusia skończyła 9 klasę.
Jak każda dziewczynka lubiła się ubierać Waleria oszukiwała biedę, szyła córce sukienki ze starych sukienek po ciotkach, jak choćby tę sukieneczkę na szkolną wycieczkę do zoo.





Szyła bluzeczki ze spadochronu i robiła na drutach piękne żakiety z poprutych lotniczych pończoch. Ten spadochron i pończochy lotnicze to prezenty z Anglii, od brata Romka. Z Anglii nadchodziły też konserwy – konina z jabłkami.

Pewnego dnia do zakładu zegarmistrzowskiego przyszedł biednie ubrany chłopina. Przyniósł trochę złota, ot tyle co na dwie obrączki. Chciał sprzedać, żeby mieć na życie. Władziu, kolega Romka był nie tylko zegarmistrzem ale i złotnikiem, córka Władzia właśnie miała wychodzić za mąż. Romek pomyślał, że zrobi pierścioneczek dla Danusi. Kupili i Władziu zrobił obrączkę dla córki i malutki pierścionek dla Danusi.

Śliczny był ten pierścionek. Miał malutkie oczko rubinowe a dookoła, zamiast koronki, obwódkę ze złotych miniaturowych kropeczek – cacuszko delikatne i subtelne jak Danusia.

Niestety – okazało się, że chłopina to nie chłopina tylko podstawiony ubek. W tym czasie była ustawa zakazująca handlu złotem. Przyszli po Romka, skuli go kajdanami jak najgorszego zbira i wywieźli do więzienia do Opola. Do kompletu – więzili go Niemcy, więzili bolszewicy to PRL miał być gorszy ? Ubrali w więzienny uniform, odpowiednią czapeczkę na głowę – i cacy.  W tym czasie Wala rozchorowała się tak bardzo, że szpital w Brzegu nie chciał jej przyjąć twierdząc że nieboszczyków nie przyjmują. Jakoś cudem udało się załatwić szpital w Opolu.
Danusia została sama. Nie miała z czego żyć a jeszcze trzeba było wozić paczki do więzienia i do szpitala. Danusia przerwała naukę, nie poszła do dziesiątej klasy. Koleżanka przez swojego ojca, postarała się o pracę i Danusia zaczęła pracować w Inspektoracie Szkolnym.


             


To zdjęcie ma nawet pieczątkę z pracy.
Po kilku miesiącach Romek wrócił do domu a Walę w szpitalu uratowali. Danusia wróciła do szkoły ale już nie do swojej klasy.






Wtedy, w Brzegu był taki zwyczaj że w maju,
po Nabożeństwie Majowym dziewczynki szły sobie pospacerować. Jedną stroną ulicy spacerowały dziewczynki, drugą chłopcy. Pewnego majowego dnia Dwie Danusie szły sobie zaśmiewając się z jakiegoś filmu a tu nagle podchodzi do nich starsza koleżanka z dwoma chłopcami.

- czy mogłabym poznać koleżanki
  ze swoimi kolegami studentami?
- w żadnym wypadku ! mamusia mi mówiła,
  że chłopców nie wolno poznawać na ulicy
- ależ coś ty Danka! chłopcy to nie są nieznajomi,
  oni są ze mną
- nnnoo, to niech będzie

I tak poznali się moi rodzice.

Antoś był świetnym matematykiem.
Wysoki, przystojny, o falujących ciemnych włosach.
Na strzelnicy tłumaczył Danusi zadania a potem zaczęli chodzić na dłuższe spacery nad Odrę.



            
Inaczej niż dzisiaj – wtedy to tylko za rączkę a do dziewczyny przez pierwsze miesiące per „koleżanko”.


          

Pierwszy raz w życiu Danusia się namalowała po maturze. Pomadkę w kolorze marchewki przywiózł jej Antoś z Wrocławia. Szkoda, że na tym maturalnym zdjęciu koloru nie widać. Chyba miał chłopak oko bo moja mamusia do dzisiaj używa tego koloru, w żadnym innym nie jest jej tak dobrze.


       



A potem były przyjazdy ze studiów zwykle w studenckiej czapeczce bo bujne włosy coraz mniej były bujne. Były długie spacery po Brzegu.






Wycieczki do parku i nad Odrę.
Czasem sam na sam a czasem z rodzicami.






Romantyczne wyprawy nad Kanał.
To była biała sukienka w zielone groszki. Pamiętam tę sukienkę. Ja też wiele lat póżniej chodziłam w niej na spacery.






Antoś świetnie dogadywał się z Walą i Romkiem.

A potem oświadczył się.
Był biedny, nie miał pierścionka.
Danusi został więc ten mały, złoty, z rubinkiem.

Siedem lat starszy i nie chciał już czekać aż Danusia skończy studia. Stanął na głowie i udało mu się w końcu przekonać wszystkich, by nie szła na wymarzone Leśnictwo.







Od zawsze, od kiedy pamiętam Danusia nosiła na serdecznym palcu obrączkę i mały złoty pierścionek.

Tylko tę jedną obrączkę
i tylko ten pierścionek

Innych nie potrzebuje
w tych jest wystarczająco
dużo serca i miłości


. .z przyjemnością zapraszam - Malina M*.

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź    i zapromuj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz